Najczęściej po prostu dostarczamy organizmowi zbyt wiele kalorii w stosunku do jego zapotrzebowania, nasza dieta jest też często źle zbilansowana: za dużo w niej tłuszczów nasyconych i cukrów prostych, za mało – węglowodanów złożonych, błonnika, wartościowego białka oraz kwasów tłuszczowych omega 3, obecnych przede wszystkim w rybach. Jeśli już je jemy , to zazwyczaj przetworzone, np. smażone na oleju kukurydzianym, sojowym lub słonecznikowym. Taka ryba pozbawiona jest cennych wartości, wręcz szkodliwa, a oleje zawierające głównie kwasy omega 6 i wytworzone w trakcie obróbki cieplnej tłuszcze trans sprzyjają odkładaniu wyjątkowo opornej na spalenie tkanki tłuszczowej. Energia zużywana na trawienie zależy od pokarmu. Tluszcz nie musi być przerabiany na nic innego, tylko magazynowany jest jako tłuszcz. Najwięcej „obróbki” wymagają białka, ich trawienie wymaga więcej energii, a zawarte w nich aminokwasy są cennym budulcem naszych mięśni, których proporcja w naszym ciele, a nie liczba kilogramów wyświetlana na wadze, jest często ważnym czynnikiem warunkującym ładną figurę.

Do otyłości przyczynia się także styl życia – nieregularne posiłki skłaniają organizm do gromadzenia zapasów, a siedzący tryb życia uniemożliwia spalenie nadwyżek energetycznych. Żeby utyć nie musimy wcale się specjalnie przejadać. Drobne różnice między dostarczaniem energii i ich wydatkowaniem mogą się kumulować. Wystarczy ok 100 kcal dziennie za dużo (np. 1 spora kromka chleba, jedno jajko lub dwa jabłka), żeby po miesiącu zgromadzić ekstra 3000 kalorii, czyli prawie pół kilo, co po roku daje nam ponad 5 kilo nadwagi!

Może też się zdarzyć, że skłonność do tycia uwarunkowana jest rodzinnie – czy to genetycznie, czy też w postaci utrwalenia nieprawidłowych nawyków żywieniowych, rozbudzenia w dzieciństwie nadmiernego apetytu oraz rozbudowanie w tym okresie nadmiernej liczby komórek tłuszczowych. Innym czynnikiem powstawania nadwagi jest też poziom odczuwanego stresu. Podwyższony stres może prowadzić do zaburzeń łaknienia i podjadania pokarmów bogatych w cukry. Powoduje to początkowo uwolnienie w mózgu endorfin, hormonów szczęścia, ale także doprowadza do gwałtownego wzrostu, a następnie szybkiego spadku poziomu glukozy i insuliny we krwi – i w efekcie uczucia „wilczego głodu”, przez co wpadamy w swoiste błędne koło. Stres nasila też wydzielanie kortyzolu. Badania potwierdzają związek wysokiego poziomu tego hormonu we krwi z tendencją do odkładania się tkanki tłuszczowej na brzuchu.

Nie bez znaczenia jest także nasz wiek – z upływem lat metabolizm zwalnia, dotyczy to szczególnie pań w okresie menopauzy ze względu na zmieniony profil hormonalny.

Często stosowane radykalne diety lub głodówki przynoszą wręcz odwrotny skutek, ich konsekwencją jest często spalanie mięśni zamiast tłuszczu z powodu niedoborów białka, osłabienie tkanki łącznej, zwiotczenie skóry lub nawet nasilenie efektu „pomarańczowej skórki”, nie wspominając już o uczuciu ciągłego głodu i wyczerpania. Głodzenie się nie odnosi pożądanego efektu, bo spowalnia przemianę materii. Jeśli jemy mniej, spalamy też mniej kalorii, bo sam proces jedzenia i trawienia jest energochłonny. Zachodzą też inne reakcje fizjologiczne, które adaptują organizm do mniejszych dawek jedzenia, to mechanizm wykształcony w wyniku ewolucji, przygotowujący człowieka na występujące w przeszłości cykliczne okresy głodu. Stosując niezbilansowane drastyczne diety programujemy nasz organizm na tycie.

Część badań wskazuje, że jednym z czynników warunkujących przybieranie na wadze mogą być nieujawnione nietolerancje pokarmowe. tu link do podstrony

Żyć w zgodzie z genami

Warunki, w jakich żyje człowiek współczesny oraz dieta, jaką spożywa, zazwyczaj daleko odbiegają od tych, w jakich żyli nasi praprzodkowie. Nie zmieniły się jednak mechanizmy przystosowania człowieka wypracowane przez setki tysięcy lat i potrzeby jego organizmu, gdyż organizm nie jest w stanie w szybkim tempie przystosować się genetycznie do gwałtownie zmieniającego się środowiska. Według wielu specjalistów żywienia najwłaściwszym sposobem odżywiania dla nas jest wciąż ten stosowany przez społeczności zbieracko-łowieckie z epoki kamienia łupanego! Nie była to jakaś jedna uniwersalna dieta – w ciągu ostatnich 5-7 milionów lat, czyli od czasów, kiedy hominidy odzieliły się od małp, na świecie żyło 20 różnych gatunków hominidów, a ich diety różniły się znacznie w zależności od klimatu, szerokości geograficznej i dostępności pożywienia. Jedna rzecz łączyła dietę tych ludzi – jedli oni prawie nieprzetworzone rośliny i pokarmy pochodzenia zwierzęcego, wyłączne świeże, na ogół niskoglikemiczne owoce, warzywa, chude mięso i owoce morza, nie jedli natomiast ziaren, żadnych produktów zbożowych oraz mlecznych, tłustego mięsa, cukru lub soli.
Taka dieta byłaby ideałem*, ile jednak osób, żyjąc w świecie współczesnej cywilizacji jest w stanie ją zastosować? Wielu produktów z tamtych czasów już nawet nie ma – np. zalecanego mięsa zwierzyny łownej o zawartości kilku procent tłuszczu, lub dzikich owoców zawierających niewielkie ilości cukrów. Zmieniły się także nasz preferencje, a producenci wysokoprzetworzonej żywności robią wszystko, by jej intensywny, sztucznie uzyskany smak i zapach skłonił nas do zjedzenia jej w ilości większej niż potrzebujemy.

Ideały a rzeczywistość

Trudno jest wytrwać długo na diecie, która ogranicza możliwość spożywania wielu produktów, a ponadto ogranicza ich ilości. Możemy jednak zdobyć się choć na kompromis, jaki proponuje dr Marek Bardadyn** w swojej diecie strukturalnej – komponować dietę z przynajmniej 2/3 wartościowych dla zdrowia produktów, pozostawiając resztę naszemu podniebieniu.
W Studio Svelte nie zalecamy stosowania drastycznych diet o bardzo obniżonej kaloryczności, jeszcze niedawno zalecanych przez wielu dietetyków, które jednak, w dłuższej perspektywie, spowalniają metabolizm i prowadzą do efektu jo-jo, rozumiemy też praktyczne ograniczenia stosowania w życiu codziennym “paleodiety”. Rekomendujemy jednakże pewne jej elementy, które zwiększają skuteczność naszego programu zabiegów, a także służą zdrowiu: ograniczenie spożywania żywności wysokoprzetworzonej, węglowodanów prostych oraz tłuszczów nasyconych, zwiększenie ilości chudego białka, szczególnie ryb (także tych tłustych zawierających bezcenne kwasy omega-3), warzyw oraz ubogich w cukry owoców, dostarczających przeciwutleniacze i błonnik.

Cukier nie krzepi

Chcąc osiągnąć i zachować smukłą sylwetkę, warto zwracać uwagę na indeksy glikemiczne żywności. Coraz więcej badań dowodzi, że indeks glikemiczny potraw, które spożywamy, ma istotny wpływ na skuteczność naszego odchudzania, a także zdrowie. Prekursor diety opartej o indeks glikemiczny to dr Montignac.*** Nie był naukowcem, lecz samoukiem, na podstawie badań medycznych, do których miał dostęp, stworzył system odżywiania, nazwany od jego imienia dietą Montignaca. Od tego czasu badania potwierdziły słuszność niektórych z jego teorii. Opublikowana przez Amerykański Departament Rolnictwa nowa piramida zdrowego żywienia również zachęca do spożywania niskoglikemicznych potraw.
Indeks glikemiczny jest jednostką wykorzystywaną do mierzenia szybkości z jaką po posiłku podnosi się poziom cukru we krwi. O ile glukoza, którą organizm czerpie z pożywienia, jest naszym paliwem, nadmiar cukru jest szkodliwy. Spożywanie pokarmów o wysokim indeksie glikemicznym powoduje szybkie podnoszenie się cukru we krwi, gwałtowny wyrzut insuliny, który z kolei sprawia, że poziom cukru spada poniżej poziomu równowagi, a my czujemy się ponownie głodni. Ten mechanizm sprzyja tyciu i podnosi ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. Posiłki niskoglikemiczne działają wręcz odwrotnie – stabilizują poziom cukru we krwi i insuliny, zapewniają dłuższe uczucie sytości i sprzyjają spalaniu tłuszczu.

*Propagatorem paleodiety jest dr Loren Cordain – wykładowca na wydziale zdrowia i technik treningowych Colorado State University, członek American Insitute of Nutrition, American Society for Clinical Nutrition oraz International Society for the Study of Fatty Acids and Lipids, znany na świecie ekspert w dziedzinie studiów nad dietą ludzi z okresu paleolitu i jej wpływem na zdrowie ludzi współczesnych, autor ponad 120 prac naukowych z dziedziny medycyny i dietetyki oraz popularnej w Stanach Zjednoczonych i Europie książki “The Paleo Diet”.

**Dr Bardadyn, lekarz i naturopata, specjalizuje się w dziedzinie zdrowego żywienia i naturalnych terapii, autor wielu publikakcji i cieszących się popularnością na rynku książek, twórca idei diety strukturalnej, która ma na celu dostarczać maksymalnych ilości najwartościowszych substancji odżywczych przy minimalnej liczbie kalorii.

“Jeśli tkanki twojego ciała otrzymują wszystkie niezbędne do odnawiania ich struktury składniki, to nie będziesz miał ochoty na zbędne kalorie. Dopóki brakuje choć jednego pierwiastka, twój układ trawienny będzie aktywny i będzie zmuszał cię do jedzenia, aby zdobyć to, czego potrzebuje organizm. Jeśli po obfitym, ale niepełnowartościowym pożywieniu nadal nie będzie brakującego związku, nie doznasz wrażenia prawdziwej sytości bez względu na liczbę przyswajanych kalorii.”
(“Kody Młodości”, Marek Bardadyn)

***Dr Montignac – pracownik korporacji farmaceutycznej, który schudł kilkanaście kilogramów stosując samodzielnie opracowaną dietę bazującą nie na ograniczaniu kalorii, ale na kierowaniu się indeksami glikemicznymi żywności i pojęciu “dobrych i złych węglowodanów”.

Coraz częściej ludzie zapadają na choroby, z którymi współczesna medycyna nie daje sobie rady. Są to choroby nierzadko nieuleczalne. Coraz więcej środków finansowych przeznacza się na badania związane z przyczynami tych chorób. Zarazem coraz więcej pojawia się dowodów na to, że źródłem wielu problemów zdrowotnych są wolne rodniki, które tworzą się w wyniku procesów metabolicznych, ale także na skutek działania czynników zewnętrznych.Jak można walczyć z wolnymi rodnikami ? Okazało się, że są one w organizmie neutralizowane substancjami zwanymi antyoksydantami czy przeciwutleniaczami.Wolne rodniki to cząsteczki lub atomy, które mają na zewnętrznej orbicie nie sparowany wolny elektron, który dąży do tego, aby znaleźć sobie „parę” czyli drugi taki nie sparowany elektron. Wolne rodniki powstają w komórkach jako produkt uboczny oddychania. Każda komórka pobiera tlen potrzebny do tego, by mogła oddychać i produkować w tym procesie niezbędną jej do życia energię. Wolny rodnik pobiera drugi elektron z naszego organizmu, np. z błony komórkowej lub z łańcucha DNA. Jeżeli zbyt wiele wolnych rodników uszkodzi materiał genetyczny odpowiedzialny za podział komórek, mogą one zacząć dzielić się w sposób niekontrolowany i „żyć własnym życiem” – tak właśnie powstaje nowotwór.

W przypadku uszkodzenia błony komórkowej staje się ona bardziej przepuszczalna, co ułatwia przenikanie do komórki różnych toksyn. Jeżeli wolne rodniki powstaną w naszych tętnicach i zetkną się z nieutlenioną formą cholesterolu, powoduje to odkładanie się blaszek miażdżycowych w tętnicach. O wolnych rodnikach wiele słyszymy też w kosmetologii, gdyż uszkadzają one włókna kolagenowe w skórze, co nasila procesy starzenia.

Wolne rodniki są częściowo unieszkodliwiane w naszych komórkach, ponieważ te posiadają specjalne układy enzymatyczne, które gotowe są „oddać” swój własny elektron bez uszczerbku dla komórki. Te substancje noszą nazwę antyoksydantów. Do antyoksydantów zaliczają się także pewne witaminy: C, E i beta-karoten.

W związku z tymi obserwacjami, już dość dawno zaczęto zalecać ludziom spożywanie antyoksydantów – niestety syntetycznych, które wyprodukowano poprzez zbadanie wzoru chemicznego danej witaminy naturalnej i stworzenie takiej witaminy w sposób sztuczny.

Przełom w tej dziedzinie nastąpił stosunkowo niedawno, tj. w 1994 roku, kiedy to Amerykański Instytut Badań nad Rakiem zakończył badanie znane w świecie medycyny pod nazwą ATBK. W trakcie badania grupie mężczyzn po 49 roku życia podawano sztuczny beta-karoten, innym- sztuczną witaminy E, zaś pozostałym nie podano nic. Pierwszą grupę stanowili palacze, u których, w wyniku podania syntetycznych antyoksydantów, spodziewano się zmniejszenia ilości różnych chorób, w tym nowotworów. Wynik tego doświadczenia był zaskakujący. Wśród grupy palaczy zachorowalność na raka płuc wzrosła o 18 %, zaś w grupie, której podano sztuczną witaminę E, co prawda rzadziej pojawiały się nowotwory prostaty, jelita grubego i zawały serca, ale za to częściej występował rak pęcherza moczowego oraz inne nowotwory. W grupie, której podano sztuczny beta-karoten śmiertelność wzrosła o 8 %.

Kolejne badanie zakończono 2 lata później. Nosiło ono w skrócie nazwę CARET ( od nazwy beta-karotenu – retinol). Badanie przeprowadzono na dużej grupie osób ( 18 300), które palą, paliły lub pracują przy azbeście. Osoby te podzielono na tych którym podano beta-karoten i witaminę E oraz na grupę, której podano placebo.

Badania zaplanowane były na 6 lat ( do 1998 r.), lecz zakończono je w 1996 r., gdyż w grupie, która przyjmowała sztuczny beta-karoten przypadki raka płuc wzrosły o 28 %, zaś śmiertelność ogólnie – o 17%. Naukowcy amerykańscy podali również, że sztuczny beta-karoten spowodował zwiększenie zawałów serca o 26%.

W lutym 2000 opublikowano kolejne badanie dotyczące syntetycznej witaminy C obejmujące 573 ochotników w średnim wieku. Podawano im 500 mg witaminy C przez okres 12-18 miesięcy. U osób tych zaobserwowano zwiększoną szybkość zwężania się tętnic szyjnych. U palaczy proces ten przebiegał 5 razy szybciej. Szybkość zwężania tętnic obrazowała nasilenie zmian miażdżycowych.

W wyniku tych badań, dwa największe autorytety w zakresie badań naukowych, tj. Amerykański Instytut Badań nad Rakiem oraz Instytut Badań nad Chorobami Serca opublikowały wnioski, że nikt nie powinien przyjmować sztucznego beta- karotenu oraz nie powinno się przyjmować sztucznej witaminy C w nadziei na profilaktykę przeciwmiażdżycową.

Większość z nas jednak nic nie wie na temat negatywnych skutków przyjmowania syntetycznych witamin. Najczęściej z braku wiedzy wszyscy sięgamy po preparaty, które mamy w zasięgu ręki, czyli w aptekach. Dlaczego nie mówi się o tych badaniach, dlaczego nawet w fachowych czasopismach dla lekarzy próżno szukać takich informacji ? Odpowiedź jest prosta: witaminy syntetyczne stanowią ogromny, dochodowy przemysł dla firm farmaceutycznych. Gdyby większość ludzi była świadoma tych faktów, w oczywisty sposób dochody tych firm znacznie by się zmniejszyły, inną sprawą jest fakt, że czasopisma fachowe dla lekarzy sponsorowane są właśnie przez firmy farmaceutyczne i pełne reklam rozmaitych leków.

Należy rozumieć różnicę pomiędzy witaminą syntetyczną a naturalną. Jak powstały te pierwsze? Po wyizolowaniu z owoców i warzyw grup witamin, zbadano ich skład i budowę chemiczną i stwierdzono, że można je w sposób tani, na skalę przemysłową wyprodukować w sposób sztuczny w warunkach laboratoryjnych.

Dlaczego jednak witaminy zawarte w owocach i warzywach mają korzystny wpływ na nasz organizm, zaś sztuczne nie?

Witaminy w przyrodzie występują w pewnych kompleksach, np. witamina C nigdy nie występuje sama jako kwas askorbinowy, lecz z grupą tzw. bioflawonoidów – pewnych związków, których w żaden sposób nie da się wyprodukować sztucznie. Podobnie jest z witaminą E, w której największą aktywność wykazuje alfatokoferol, w związku z tym tylko ten związek wyprodukowano w sposób syntetyczny.
Tak więc w aptekach mamy dostępne np.:

  • witaminę A ( beta-karoten) jako jeden związek
  • witaminę C ( kwas askorbinowy) jako jeden związek
  • witaminę E ( alfatokoferol) jako jeden związek

Nasz organizm działa w ten sposób, że jeżeli przyjmujemy w znacznej ilości tylko jeden ze związków danej witaminy, to pozostałe, będące w mniejszości nie są po prostu przyswajane. I to właśnie jest groźne w sztucznych witaminach – mogą prowadzić do niedoborów innych, równie ważnych substancji, a same witaminy przyjmowane jako wyizolowane jednoskładnikowe preparaty zwalczają wolne rodniki nie na zewnątrz komórki (tak jak witaminy w naturalnych kompleksach), ale w jej wnętrzu, co zaburza proces apoptozy (planowej śmierci komórki) i może prowadzić do zapoczątkowania procesów nowotworowych.

Pojawia się więc pytanie: skoro witaminy syntetyczne wcale nie są zdrowe, to może przyjmować witaminy jedynie z pożywienia? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na to pytanie należałoby odpowiedzieć twierdząco.

Jednak badania przeprowadzone w ostatnich latach przez FDA (amerykańską Food and Drug Administration) jak też niemieckie Laboratorium Żywności Karlsruhe mogą zmienić nasze przekonania w tej kwestii. Według obu tych badań zawartość witamin i minerałów w owocach i warzywach, stale się zmniejsza. Dla przykładu jabłko ma dziś średnio o 60% mniej witaminy C niż w roku 1985, w 1996 raku w 100 gramach brokułów było 18 mg magnezu, w roku 2002 – tylko 11mg. Badana fasola w 1985 roku miała 140 mg witaminy B6 (w 100 gramach), w 2002 -jedynie 32 mg. Pomiędzy 1985 a 2002 banany straciły aż 79% kwasu foliowego. Przykłady można by mnożyć, a od badań upłynęło kolejnych ponad 10 lat… jak wygląda sytuacja obecnie – nie wiadomo, raczej jednak nie uległa poprawie.

Do tych danych dostęp ma jedynie wąska grupa naukowców lub dietetyków zainteresowanych tematem, niestety nie większość społeczeństwa, a co gorsza – lekarzy. To jednak nie oni, ale my sami ponosimy ostateczną odpowiedzialność za własne zdrowie. Lepiej zapobiegać chorobom, niż je leczyć, choć czasem mamy powody, by wątpić, czy właśnie to jest celem przemysłu farmaceutycznego?

Jako jedna z nielicznych firm, Nutrilite proponuje uzupełnienie diety preparatami w formie naturalnych kompleksów witaminowo-mineralnych, opartych na wyciągach z warzyw i owoców pochodzących z własnych upraw ekologicznych. Suplementy opracowywane są w laboratoriach z zastosowaniem najnowszych osiągnięć technologicznych pod nadzorem kilkuset naukowców, co zapewnia wysoki poziom standaryzacji. Preparaty nie zawierają sztucznych barwników i konserwantów.

Taka suplementacja, wraz ze zmianą stylu życia – redukcją poziomu stresu, zdrową dietą i aktywnością ruchową może pomóc nam osiągnąć dłuższe i zdrowsze życie.

Przeprowadzone ostatnio badania wykazały, że już 6-tygodniowe przyjmowanie DoubleX zmniejsza o 30% ilość błędów w DNA.